Ciasteczka

czwartek, 15 grudnia 2016

Gdzieś tam

Czekasz gdzieś tam

Tęsknisz za bliskością

Pragniesz bezieczeństwa

Dotyku ust i dłoni

Szukasz miłości w oddali

Martwisz się o nas
Chociaż się jeszcze nie znamy.

wtorek, 13 grudnia 2016

Holandia cd.


Witajcie.

Zwolle pod osłoną nocy. 
Asymilacja
To mój drugi wpis odkąd wyjechałem do Holandii. Zaczyna mi się tu podobać pod względem kulturalnym i klimatycznym. Przyzwyczaiłem się do mieszkania w bungalow z chłopakami (jesteśmy w podobnym wieku). Czasami irytuje mnie brudny zlew. Zasada każdy zmywa po sobie nie działa tu idealnie no ale cóż... Temperatura na zewnątrz jest podobna do krajowej. Czasem słońce czasem deszcz. Bywają dni mroźniejsze ale i dni kiedy za dnia w grudniu jest 12 stopni. 

Pierwsze dni aklimatyzowałem się. Dałem radę przyzwyczaić się do waluty i robienia zakupów i powoli przestaję przeliczać walutę na polskie złote. Kiedy nie przeliczasz waluty to zakupy są tu naprawdę tanie. Nie licząc alkoholu wysokoprocentowego i papierosów. Tata mówił kup 2 wagoniki papierosów bo będą szły jak świeże bułeczki... Miał racje.
Co do zakupów pierwszy raz spotkałem się przy zakupie piwa z przepuszczaniem dowodu przez kasę, by zatwierdzić zakup. Z ciekawostek dowiedziałem się, ze w Holandii można prowadzić auto mając we krwi do 0,2 ‰ czyli jakieś 2 małe piwka.


W drugim dniu pobytu byłem w Zwolle i zwiedziłem Coffee shop. Pierwszy raz przebywałem w tym nietuzinkowym miejscu. Było to ciekawe przeżycie, zobaczyć na własne oczy legalną sprzedaż marihuany. Ile nasze państwo mogło by zarobić na legalizacji, a ludzie nie kupowali by byle czego za niebotyczne sumy od ludzi którzy są związani z mafią narkotykową...
Marihuana w Holandii wcale nie jest tak często palona przez Holendrów. Większe zainteresowanie tym specyfikiem wykazują osoby, które przebywają tu okazjonalnie lub emigranci. Polacy wydaje mi się, że palą częściej niż tubylcy. Ten temat jednak jest tak rozległy, że kiedyś poświęcę mu kiedyś osobny wpis.
 W drugim dniu odwiedziła mnie przyjaciółka z chłopakiem. Świetnie jest spotkać kogoś znajomego za granicą. Bardzo ucieszyła mnie jej wizyta. Niestety odwiedziny tylko na herbatkę czyli jakieś pół godziny to bardzo krótko. Nie zdążyliśmy za wiele porozmawiać. Później obejrzeliśmy ze współlokatorami "Transcendencje" i była ciężka do pojęcia... Skojarzył mi się film "Lucy", który oglądałem kiedyś z moją ostatnią miłością. Bardzo podobne wątki.

Czas wolny
Co tu robić kiedy nie pracujemy i chwyta nas nuda, a na zewnątrz jest pochmurnie?
Aktualnie robię ten wpis i popijam drinka i słucham "Fisz Emade Tworzywo - Ślady".
Mamy na miejscu siłownie więc w wolnym czasie można wybrać się poćwiczyć i nabrać trochę staminy. Ja osobiście referuje bieżnię oraz ćwiczenia na wzmocnienie pleców gdyż często mam bóle związane chyba z ostatnią pracą.Poza tym w aktualnej pracy też mogę nadwyrężyć swoje plecy...

 Do czasu wolnego dopisać mogę słuchanie muzyki, oglądnie filmów seriali, oraz korzystanie z internetu, który niestety czasami jest kapryśny i niestety odmawia posłuszeństwa...
Wczoraj po pracy z chłopakami mieliśmy czas na grę w państwa i miasta. Rozgrywka była bardzo śmieszna i okazało się, że rozłożyłem oponentów na łopatki. Później wyciągnąłem kolorowankę antystresową i trochę kolorowaliśmy.

Do zajęć wypełniających czas wolny dodam jeszcze przejażdżki do miasta i spacery po miejscu zakwaterowania oraz przypominanie sobie języka angielskiego... Bo w miasteczku pełnym Polaków się przydaje.

Co mnie dziwi w Holandii...
Włącznik światła razem z gniazdkiem... Nawet w łazience ...
To mnie właśnie dziwi... Kontakty wraz z włącznikami światła. Znajdują się na wysokości klamki od drzwi. Oczywiście są też zwykłe gniazdka na wysokości 15 cm od podłogi.

Praca

Przez ostatni tydzień byłem 4 dni w pracy. Oczywiście koordynatorka jeszcze nie dostarczyła mi umowy oraz nie mam wyrobionego numeru BSN czy sofi. Mam nadzieję że w tym tygodniu to jeszcze załatwimy. Praca order pickera polega na zbieraniu zamówień na wózek ręczny. Zamówienie jest dyktowane przez zestaw słuchawkowy. Jestem na dziale z nabiałem. Najciężej jest z kartonami z mlekiem. Na hali jest dość chłodno bo około 4 stopnie. Bardzo ciekawy jest system pracy w tym kraju. W moim miejscu zatrudnienia podczas normalnego 8 godzinnego dnia pracy są 3 przerwy  w sumie trwające godzinę. Pauzy są odliczane od czasu pracy więc w miejscu zatrudnienia przebywamy 9 godzin, a 8 spędzamy na wypełnianiu obowiązków. 

To chyba na tyle z moich wypocin po tygodniu spędzonym w kraju wiatraków i tulipanów.
Jeśli natknę się na coś ciekawego to nie omieszkam o tym wspomnieć.
Dziękuję za uwagę, przepraszam za błędy gdyż nie robiłem wielkiej korekty. 
Pozdrawiam z kraju kwitnących kwiatów. 
K.K.


wtorek, 6 grudnia 2016

Holandia

Witajcie. Welkome.



Po długiej przerwie stwierdziłem, że czas się odezwać. Wena nie wróciła ale będę miał chyba co opowiadać gdyż wyemigrowałem do Królestwa Niderlandów (potocznie Holandia).


Dlaczego wyjechałem? Primo chciałem bardzo odwiedzić ten kraj i zobaczyć jak się tu pracuje za "jurki", secundo zmusiła mnie sytuacja w kraju. Miałem dość robót na umowy zlecenie za marne pieniądze. W tych czasach trzeba mieć albo dużo szczęścia, albo dobre kontakty, a najlepiej obie te rzeczy. Nie mówiąc już o cwaniactwie.


Wybrałem nieodpowiedni czas na przewalutowanie złotego bo euro świetnie ostatnio stało no cóż za coś trzeba żyć na początku.
Ze Szczecina do miejsca docelowego znajdującego się w miasteczku położonym w holenderskiej prowincji Gelderland jechałem busem 9 godzin wliczając postoje. Niestety albo stety jechałem w nocy przez co nie zobaczyłem za wiele zza szyby. W sumie nie wiele bym zobaczył skoro jechaliśmy głównie autostradami.


Pierwsze na co zwróciłem uwagę w Holandii to budynki. W większości są to budynki z cegły. Gliny w Holandii jest pod dostatkiem. Czego nie można powiedzieć np. o drewnie. Jednak domki bungalow są już robione z drewna i w takim aktualnie mieszkam. Proszę się nie sugerować zdjęciami z wyszukiwarki google chyba, że dodacie do słowa bungalow jeszcze słowo Holandia to już będzie bardziej odpowiadać rzeczywistości. Dodam zdjęcie by zobrazować wam jak to wygląda. I dodam kilka moich innych zdjęć wykonanych w okolicy, bo mi się podobają.










Warunki są znośne ludzie bardzo pozytywnie nastawieni. Powiedziałbym nawet, ze weselsi niż w Polsce. Jest tu bardzo zielono pomijając już występujące przymrozki. Tutejsze sosny bardzo przypominają mi dom.





Wczoraj byłem na bezowocnej wyprawie do sklepu w mieście obok. W niedzielę większość sklepów jest zamkniętych...
CDN
P.S. Przepraszam ale czasami mogę opuścić gdzieś jakąś literkę "p" gdyż mam problem z szwankującą klawiaturą i używam kombinacji (alt + 121 lub alt + 80)

Pozdrawiam Kazimierz Kaczorowski

poniedziałek, 7 listopada 2016

Któregoś dnia

Któregoś dnia przyjdzie i do Ciebie
Z twarzą zupełnie pospolitą
Gdzieś już wśród ludzi spotkaną
Będziesz zachodzić w głowę kiedy
Zupełnie na próżno...

Nie dane mi wiedzieć
Czy kobiece czy męskie
Czy młodzieńcze czy starcze
Czy jeszcze ciepłe
Dotkną Cię dłonie

Lecz mam pewność do jednej sprawy
Przez myśl błądzić będą pytania
Tuzin, dziesiątki bądź setki
W końcu wydasz z siebie zdziwione:
"Dlaczego?" Nim odejdziesz zmuszony.

K.K. 7.11.2016 r.

niedziela, 6 listopada 2016

Spacer

Spacer mnie woła z oddali
z przeszłości.
Z odmętów pamięci gdy ludzie witali
pełnią miłości.
Gdzie wiatr kłania się  powiewem
szczerego uśmiechu.
Brakuje często na powiekach i za uchem
ciepłego oddechu.
Zabrakło dłoni kurczowo trzymającej się prawdy
i spojrzeń głębokich.
Pozostał tylko przebłysk wspomnień niedawnych
teraźniejszością niezatartych.

środa, 28 września 2016

Szept


Poruszony przez szept chłodny
Niespokojnie zadrżały dłonie
Pilomotoryczna reakcja
Nie przepadał za tym

Od młodych lat
Nie przyzwyczajał się
Choć wiedział że to minie
Z ostatnim tchnieniem

środa, 21 września 2016

Cierpka jesień.

To kolejna gorzka jesień,
Nie ma miodu na stare rany.
Kończy się parny wrzesień.
Jarząb na drzewach dojrzały.

Jutro pożółknie polna trawa,
Pokraśnieją masy lica.
Rozpocznie się krwawica,
Skończy hulaszcza zabawa.

Rozgrzewać będzie gorzka herbata.
Zakolanówki, kalesony i szaliki
Z szuflad i szaf wypełzną w ratach...
Na placach zabaw ucichną krzyki.

Kazimierz Kaczorowski 21.09.2016.

niedziela, 21 sierpnia 2016

Mamo jestem tu wolny.

Mamo jestem tu wolny czyli o 22 Przystanku Woodstock cz.2

Tekst zawarty w niniejszym wpisie to subiektywne odczucie autora. Wszelkie informacje zawarte w tym wpisie są informacjami zaczerpniętymi z źródeł i doświadczenia własnego. W większości jest to opis wrażeń, gdyż można sobie zedrzeć gardło opowiadając każdemu z kolei jak było.


Czwartek


     "Od rana pada i jest mokro. Bimber rozgrzewa gardło. (...) Pijemy z Wojtkiem" Takim wpisem potraktowałem mój terminarz. Zapominając o najważniejszym. Z samego rana wpisałem 3 razy niepoprawnie pin w moim telefonie co skutkowało zablokowaniem karty. Byłem wielce z tego powodu niezadowolony. Jak można zapomnieć pin? ( Jak widać na Woodstocku można ;p) W dodatku biuro obsługi nie odbierało. Dzwoniłem kilka razy. Poradziłem sobie jednak i z tym problemem. Później wyskoczyłem do strefy Play i kupiłem starter z doładowaniem za 5 zł. Miałem kontakt z ludźmi. Niestety do czasu, aż rozładował mi się powerbank i telefon. Szkoda było mi czasu na chodzenie i ładowanie telefonu. Czwartkowy dzień będę wspominał bardzo dobrze pomimo deszczu. Gdyż to jednak następny piękny dzień, który był oficjalnym dniem otwarcia kolejnego Przystanku Woodstock. 


     Niestety przez deszcz nie poszedłem na oficjalne otwarcie festiwalu. Dopiero później dowiedziałem się, że Jerzy Owsiak pierwszy raz w historii PW postanowił przełożyć rozpoczęcie o godzinę. Dość długo przez pogodę siedzieliśmy w obozie. Nie mam żadnych zdjęć z tego dnia. Dlatego będę się posiłkował zdjęciami z poprzedniego. Nie byłem na Luxtorpedzie, na którą bardzo chciałem iść. Lecz nie żałuję żadnej decyzji (nie licząc taxi pierwszego dnia) podjętej w Kostrzynie.
     Później spotkałem znajomych z Koszalina na wcześniej wspomnianej już strefie Play, którzy zaprowadzili mnie do obozu gdzie przywitała mnie cała kompania znajomych z Koszalina. Było mi bardzo miło ich spotkać. Nie pamiętam wszystkich szczegółów. Było już późno przynajmniej w lasku. 

     Następnie zawędrowałem na Wielką Dolewajkę i umówiłem się z przyjaciółką. Miała ona dołączyć do mojego obozu już dziś rano lecz przez deszcz rozbiła się przy samym wejściu na Woodstock. Spotkaliśmy się porozmawialiśmy i pospacerowaliśmy po polu. Postanowiłem, że potowarzyszę jej trochę. Było za późno by zabrać rzeczy i przenieść je tej nocy więc postanowiliśmy zrobić to rano. 

     Co do koncertów tego dnia... Było kilka, obok których przechodziłem.  Bawić się na nich nie bawiłem. 
     Noc była chłodna, brakowało mi własnego śpiwora i odrobiny empatii. 

Piątek


     Poranek rozpoczął się jakoś w okolicach godziny 11. Przyjaciółka była smutna i nie czuła magii festiwalu przez pogodę i zgubioną kurtkę skórzaną. Coraz bardziej myślami była w domu. Wspierałem ją tego dnia, jak tylko mogłem. Rano pomogłem jej przetransportować się do mojego obozowiska, gdzie rozbiliśmy jej namiot. (Na zdjęciu nie wie co ma ze sobą zrobić.) Rozmyślała czy wracać do domu czy jednak zostać.. Jednak po 2 godzinach zdecydowała się wracać do domu. W między czasie przedstawiłem ją większości ekipy. Myślałem, że załapie klimat. O godzinie 14 zjedliśmy obiad. Byłem tak bardzo głodny, że marudziłem i stwierdziłem, że jej nie odprowadzę na pociąg jeśli czegoś nie zjem. Obawiała się, że nie zdąży na pociąg. Na pierwszy odjazd nie zdążyliśmy przez kosmetyczkę, która została w obozie. Na  drugi zdążyliśmy dzięki mojemu optymizmowi i pozytywnemu myśleniu. Zdążyliśmy na 3 minuty przed przyjazdem pociągu. Dziękuję Saro za spotkanie. Pomimo Twojego marudzenia, braku optymizmu i entuzjazmu było warto. 
     Wracając z dworca byłem nieco przygnębiony. I ten stan utrzymywał się przez jakieś 2 następne godziny. Tego dnia do godziny 18.00 nie miałem planów. Dopiero o 18.00 chciałem iść na Zmaze/Bezjahzgh na scenę Viva Kultura (Pokojowa wioska Kryszny). Jak chciałem tak zrobiłem. Wybrałem się tam z Wojtkiem. Nie było jednak tak jak tego oczekiwałem. Całkiem tragicznie też nie było. Przed zakończeniem stwierdziłem, że nie będę dłużej czekał na jeden utwór, który chciałem tam usłyszeć.
     O 20.00 zaczęli grać Oberschlesien zdążyłem na kilka ostatnich kawałków było przednio. Pomimo padającego deszczu, byłem bardzo zadowolony . To był mój drugi raz, kiedy mogłem posłuchać ich na żywo. Z koncertu wracał ogrom ludzi, niektórzy szli na Decapitated. Ja myślałem, ze skoczę jeszcze na Analogsów ale jakoś plany się pozmieniały. Plany Woodstockowe zmieniają się z minuty na minutę więc nie warto planować całego dnia od deski do deski...
     Tegoż dnia, a może poprzedniego (już nie pamiętam), chodziłem z pomarańczową kamizelką z napisem "ALKO PATROL STUDENT" i częstowałem ludzi piwem. Od zeszłego roku chciałem dołączyć do grupki znajomych, którzy stworzyli Alko Patrol. Kontakt z nimi przez ostatnie lata urwał się odrobinę przez odległość i priorytety. Mogłem zapomnieć porozmawiać o dołączeniu, lub oni mogli zapomnieć o tym, że pytałem. Mało ważne.
Podczas misji towarzyszyła mi para znajomych. Po drodze zauważyłem znajomego, który należy do Alko Patrolu i  doznałem wielkiego zdziwienia. Zaczął bez powodu uciekać w przeciwną stronę... Później okazało się, że "bezprawnie" posługuję się ich "marką". 

Człowiek stara się dobrze bawić, pomagać ludziom, poznawać ich i czerpać z tego jak najwięcej satysfakcji, ale znajdą się osoby "prekursorzy", którzy  zdyskredytują cię, postawią w złym świetle, nawrzucają, aż zrobi się źle, a na koniec zabiorą kamizelkę bo ma nieodpowiedni kolor. Zabranie koszulki  było niesmaczne, gdyż rzecz jednak należała do mnie. Mogłem sobie napisać na niej co tylko chciałem. Wybrałem nieodpowiedni sposób wkupienia się w ich szeregi. Pozdrawiam niemyślącą osobę, która przywłaszczyła sobie moją własność. To nie było woodstockowe.
     Krzychu, Saddam dzięki za zrozumienie i jakiś przejaw wsparcia. Przemyślałem to i niestety nie mogę należeć do takiego Alko Patrolu, z jakim spotkałem się tegoż dnia. Owca Twoje ciepłe powitanie zachowam w pamięci na bardzo długo. Mogę Wam obiecać, że to był ostatni Woodstock, na którym krzyczałem "Alko Patrol". Dodam jeszcze, że miło było Was zobaczyć. Dodam jeszcze, że sprawiało mi wiele frajdy spotykanie nieznajomych ludzi, rozmowa z nimi i częstowanie piwem. 

 Trochę później...

     Spędzając czas w obozie z najlepszym towarzystwem od lat 3 szykowaliśmy się na Apocaliptice. Była już godzina 23.30 jak wyszliśmy na koncercik .

      Na powyższych zdjęciach część ekipy przed koncertem zespołu Apocaliptica. Po sesji zdjęciowej poczułem przeogromną chęć skorzystania z zacnego miejsca do medytacji i rozważań nad światem. Wystarczy spędzić tam dosłownie 30 sekund by docenić uroki świata i otoczenia. Oczywiście opis ten traktuje o szlachetnej niebieskiej budce z napisem Toi Toi. Gdy byłem w drodze do najczęstszego obiektu kultu w tym miejscu spotkałem się z przyjaciółmi, których miało tam nie być! Przyjechali ku mojemu zaskoczeniu tylko na jeden koncert. Właśnie ten na, który za chwilę miałem się udać po ulotnej chwili spędzonej w niebieskiej budce. Dowiedziałem się, że następnego dnia mają iść do pracy... Szaleni. Po krótkiej chwili relaksu w miejscu, które jest widoczne na zdjęciu przenieśliśmy się bliżej sceny. Było to bardzo męczące ale piękne. Bardzo się zgrzałem, a miałem na sobie skórę bluzę i koszulkę. Koncert był świetny. Przeszedłem od lewej strony sceny, przez kocioł w środku spotykając na chwilę znajomą i dotarłem na skraj prawej strony sceny. Wyszedłem cały mokry, ale szczęśliwy. Wróciłem na obozowisko, gdzie wśród znajomych rozpaliliśmy "grilla" i przy wspólnych śpiewach, żartach i grze na harmonijce świetnie spędziliśmy czas. W tle gdzieś grał Grubson, a my puszczaliśmy muzykę z własnych telefonów.
Dzień uznałem za udany. 



Sobota

           Co się działo w sobotę??? Robiąc wpis po miesiącu człowiek musi nieźle się napocić by przypomnieć sobie szczegóły... Ach tak Sobota najpiękniejszy dzień... Dni bardzo szybko mijają w dobrym towarzystwie i dobrej atmosferze.  
     Sobota to dzień w którym w końcu spełniłem cel wyjazdu. Dotarłem na ASP. Z Rana miałem problem by wstać na spotkanie z Maciejem Stuhrem... Wyrobiłem się za to na spotkanie z panią Karoliną Korwin-Piotrowską. Była godzina 11.00 jak wyszedłem z obozu z Tabliczką "Dziś dotrę na ASP".  Po drodze spotkałem dobrych ludzi i kilku znajomych. Było bardzo ciepło. Na samym terenie Akademii nie wiedziałem gdzie mogę zakupić wodę. Na szczęście miałem ze sobą metalowy kubek, który w mgnieniu oka zapełnił się krystalicznie czystą wodą. Za to serdecznie dziękuję osobie, która pomogła mi zadbać o odpowiednie nawodnienie w jakże ciepły dzień. Usiadłem sobie w namiocie gdzie już trwał wywiad z Panią Karoliną. Bardzo mi się podobało. Mówiła otwarcie, szczerze, bez ogródek o tym jak wyglądają media i o tym co jest w mediach emitowane  a co nie powinno. Pewnie za jakiś czas będzie można obejrzeć ten wywiad na YouTube na kanale kręcioła.tv. Spędziłem tam dobre 90 minut słuchając, kalkulując i próbując zrozumieć niektóre kwestie. Bardzo dziękuję za to spotkanie.
     Przed koncertami stwierdziłem jednak, że warto naładować telefon więc wybrałem się z ulubionym towarzyszem do strefy ładowania telefonów. Tam pograliśmy w tysiąca. Myślałem, że jestem dobry... Po 2 przegranych stwierdziłem, że jednak nie jestem tak dobry jak myślałem. Wybrałem się następnie do Lidla na zakupy przed powrotem do wioski. Bardzo niewygodnie robi się zakupy w Woodstockowym Lidlu gdyż nie można wnosić plecaków... Może gdyby nie to i trochę ostrożności nie zgubiłbym tego dnia portfela... Tak zgubiłem portfel... Zauważyłem to podczas koncertu Dragonforce. Usiadłem z zakupami obok dwóch pięknych dziewczyn (które z tego miejsca bardzo pozdrawiam) i zajadałem jakieś błonnikowe płatki popijając jogurtem owocowym. Siedziałbym tam cały koncert gdybym nie zauważył baku portfela w kieszeni moich spodenek... Zrobiło mi się gorąco i uświadomiłem sobie, że musiał mi gdzieś wypaść... Pomijając już wielką opowieść o zapisaniu sobie na plakietce "Zgubiłem portfel. Czarny" i poszukiwaniach bezowocnie zguby... Straciłem jeden z najbardziej wyczekiwanych koncertów... Zamiast siedzieć dalej na tyłku i uwierzyć jeszcze bardziej w magię tego miejsca i w dobre serca ludzi i korzystać z koncertu wyruszyłem z misją poszukiwawczą... Bezsens. Po godzinie dodzwoniła się do mnie moja kochana mama z wiadomością "Jakaś dziewczyna do mnie dzwoniła i poinformowała mnie, że ma Twój portfel". Wszystko dzięki karcie ICE gdzie w razie jakiegoś wypadku miałem podane 2 numery do najbliższej rodziny. Portfel odzyskałem z całą zawartością. Miałem go w ręku w czasie krótszym, niż czas  trwania meczu piłki nożnej. Trochę się nadenerwowałem przed samym kontaktem z bardzo miłą parą, która go znalazła. Jedyne co zrobiłem zanim portfel odzyskałem to zablokowałem kartę płatniczą. Mogłem tego nie robić...

Po lewej zdjęcie ze znalazcami mojego cennego portfela tuż przed wynagrodzeniem jakże woodstockowego zachowania. Na strefie Lecha wypiliśmy po "symbolicznym" piwie i ucięliśmy sobie pogawędkę. Joasiu i Mateuszu jesteście wspaniali. Pozdrawiam Was serdecznie.






Tegoż dnia czekały na mnie jeszcze koncerty i dużo zabawy. Szczęście po odzyskaniu portfela wzrosło o 1000%. Przed koncertami wybrałem się jeszcze na Wielką dolewkę i po zakup artykułów tytoniowych z Wojciechem. Następnie szedłem na Występ Pull the Wire, a jeszcze przed nimi grał Nocny Kochanek. Na PTW spotkałem bardzo kabanosowych ludzi z taką samą koszulką jak moja. Bardzo miło spędzało się koncert wśród takich ludzi. W sumie bardzo miło spędzało się czas z każdym człowiekiem pod każdą sceną. 

Później postanowiłem poszukać dobrego towarzystwa i pograć na harmonijce podczas czekania na zakończenie festiwalu.
Dzięki moim marnym uzdolnieniom muzycznym poznałem dziewczynę, która towarzyszyła mi do samego zakończenia festiwalu, a nawet odrobinę dłużej. /Alicjo jeśli to czytasz. Bardzo miło było Cię poznać. Czas spędzony z Tobą uznaję za jak najbardziej udany. Dzięki Tobie mój dzień nabrał smaku./ 
Spędziłem cudowne chwile słuchając koncertu kończącego najpiękniejszy festiwal pod Słońcem. Następnie chwile wzruszenia po słowach Jerzego Owsiaka. Wielkie słowa wielkiego człowieka.
Dodam jeszcze, że dla mnie 22 Woodstock jeszcze trwa w sercu. Powoli wygasa i czeka na Wielki finał Orkiestry Świątecznej Pomocy i na następny 23 PW. Bardzo chaotyczny ten mój wpis... Przynajmniej w moim odczuciu. No ale jak poukładać sobie w głowie takie wydarzenie skoro jeszcze odczuwa się emocje.
      To by było na tyle mojej opowieści. Mógłbym jeszcze zrelacjonować dwa następne dni na polu ale komu chce się to czytać?


Na końcu jeszcze raz chcę serdecznie podziękować za wspólną bezpieczną zabawę na 22PW w szczególności:

- Organizatorom i dyrygentowi Jurkowi,
- Wszelkim patrolom: pokojowemu, medycznemu i wszystkim tym, którzy dbali o bezpieczeństwo i porządek,
- Sanepidowi i Strefie gastronomicznej (ukłony w stronę strefy gastronomicznej za wydawanie darmowo jedzenia przed zakończeniem działalności, mamy świadomość, że równie dobrze mogliście to pożywienie wyrzucić do śmieci. Ten gest utwierdza człowieka jeszcze bardziej, że ludzie w tym miejscu są wspaniali),
- Strefie sanitarnej za ciepłą wodę w pierwszych 2 dniach festiwalu,
- Wszystkim zespołom muzycznym,
- Każdemu członkowi małej społeczności, którą stworzyliśmy w miejscu rozbicia namiotów za bezpieczeństwo, miłą atmosferę i pilnowanie rzeczy swoich sąsiadów.,
- Wszystkim Woodstockowiczom wnoszącym w to miejsce coś niepowtarzalnego.
  
Dziękuję Kazimierz Kaczorowski 21.08.2016




środa, 20 lipca 2016

Mamo jest mi tu dobrze...

Mamo jest mi tu dobrze, czyli o 22 Przystanku Woodstock.
cz.1


 Tekst zawarty w niniejszym wpisie to subiektywne odczucie autora. Wszelkie informacje zawarte w tym wpisie są informacjami zaczerpniętymi z źródeł i doświadczenia własnego. W większości jest to opis wrażeń, gdyż można sobie zedrzeć gardło opowiadając każdemu z kolei jak było.  

     Dla osób które nie wiedzą nic o najpiękniejszym, darmowym festiwalu muzycznym w Polsce podaje link do oficjalnej strony http://woodstockfestival.pl/o-festiwalu

Wstęp

     Jest to mój drugi wpis odnośnie najpiękniejszego wydarzenia muzycznego w jakim miałem okazję brać udział. Pierwszy wpis znajdziecie tu. Emocje jeszcze we mnie trwają. Postanowiłem zaraz po powrocie dokonać wpisu by jak najpiękniej i jak najdokładniej zrelacjonować to co działo się na 22 Przystanku Woodstock widzianym moimi oczami i sercem. Na wstępie chcę zaznaczyć, że to mój czwarty raz kiedy mogę ładować pozytywną energię właśnie w tym miejscu w Kostrzynie nad Odrą. Nie ostatni, choćby PW miałby zostać przeniesiony na Węgry. 
Przystanek Woodstock to wydarzenie, na które czekam z niecierpliwością (nie tylko ja) odliczając dni do rozpoczęcia. Wspieram inicjatywę PW jak i WOŚP z całego serca. Jestem bardzo dumny, że mamy w Polsce fundację, która potrafi dać polskiej służbie zdrowia więcej niż rząd.  


Rozwinięcie

      Jak już wspominałem PW jest wydarzeniem do którego odliczam dni z niecierpliwością. Kocham to miejsce i nie wyobrażam sobie by miało mnie zabraknąć pod chmurką na polu woodstockowym. Byłem na 19,20,21,22 i pojadę na każdy następny o ile okoliczności mi pozwolą. Jak wspominałem w pierwszym wpisie Woodstock to nie tylko muzyka ale i wspaniali ludzie, którzy tworzą jedną wspaniałą woodstockową społeczność. Hasła PW to : miłość, przyjaźń, muzyka, stop przemocy, stop narkotykom, stop wojnie. 
     W dzisiejszym wpisie podzielę się z Wami moim 22 PW widzianym moimi oczami. Do Festiwalu przygotowywałem się i zbierałem już od miesiąca. Z Przyczyn osobistych byłem zmuszony zrezygnować z pracy co w sumie bardzo ułatwiło przygotowanie i samo uczestnictwo w najpiękniejszym wydarzeniu w roku. Kupiłem nowy namiot, torbę podróżną i wiele innych rzeczy%potrzebnych na Woodstocku. Spakowałem się w poniedziałek 11 lipca i o godzinie 2.18 we wtorek wyruszyłem wraz ze znajomymi z Koszalina i Kołobrzegu. Ponownie z PKP.

Wtorek


      Woodstock dla wielu uczestników rozpoczyna się już w drodze nań. W Pociągu zaczynają się śpiewy, hulanki i swawole. Granie na gitarce, harmonijce lub nerwach innych podróżujących... Nie no nikomu nie przeszkadzamy. :) Pierwsze znajomości Woodstockowe zaczynają się właśnie w pociągach. Ci którzy nimi jeżdżą o tym wiedzą.
Nawiązując do pociągu jeśli macie Facebooka to zachęcam do udziału w wydarzeniu Czysty Pociąg.
     Najczęstszym problemem jest brak miejsc dla palących w pociągach. Wielu ludzi nie wyobraża sobie kilku godzin przerwy od papierosa, a co dopiero kilkanaście godzin. Wiadomo przy przesiadkach i chwilowych postojach  zawsze można sobie zapalić (o ile SOK jest na tyle wyrozumiały), lecz co zrobić jeśli tych przesiadek i postojów nie ma na dłuższej relacji, a nam zachciało się przeogromnie palić? Dlatego jestem za wprowadzeniem w Pociągach przedziału lub miejsca gdzie można palić.
     Mój pociąg jechał z Gdyni przez Szczecin do Kostrzyna z opóźnieniem 20 minutowym jakieś 4 godziny. Gdy wraz z przyjaciółmi i nowymi znajomymi dojechaliśmy do Kostrzyna stwierdziliśmy, że warto byłoby zabrać się na pole taxi lub busem. Nie cierpię iść za głosem większości, ale tym razem dałem się namówić. Taksówka z Kostrzyna do bramy przy barze Gucio (2,5km) kosztowała 20 zł. Busy są zdecydowanie tańsze bo w tym roku 3 zł. Przeszliśmy jeszcze 1,5 km by się rozbić. Szczęśliwi na miejscu zrobiliśmy porządek z krzakami i rozbiliśmy namioty.

Pierwsze chwile spędziłem na odpoczynku po podróży i zakupach w Lidlu. Festiwal jest bardzo świetnie zorganizowany pod każdym względem. Strefa gastronomii, sklep Lidl, strefy ładowania telefonów ( na które czasami szkoda czasu), strefy sanitarne z prysznicami płatnymi z ciepłą wodą (do wyczerpania zapasów). Organizacja bezpieczeństwa jest na najwyższym poziomie tak jak opieka medyczna.
      Przy okazji odwiedziłem stare obozowisko z przed lat. Nikogo znajomego nie spotkałem tegoż dnia w starym obozowisku. Więc zintegrowaliśmy się z grupą w nowym obozowisku, które mieściło się za takimi obozowiskami jak "Szczecin", "Chore pojeby" czy też "Łódź kurwa". Po wyprawie do Lidla w miejscu gdzie stał Tylko mój namiot stało już kilka innych i plandeka. Poznałem nowych sąsiadów. Pozdrawiam sąsiadów z Poznania i innych okolic. "Ulalalalalala"


Wtorek minął spokojnie. Przy piwku, posiłku i rozmowach. 




Środa



     Po dość wygodnie przespanej nocy, obudziłem się o 4.15 by wyskoczyć po znajomego, który rozbił się w naszym obozie. Było trudno wytłumaczyć gdzie znajduje się obóz dlatego wyszedłem do szosy. Później kupiliśmy sobie w strefie sanitarnej bilety na prysznice. Niestety Pani w okienku była albo tak zmęczona, że nie potrafiła policzyć do 8 i wydała 7 biletów na prysznic to jeszcze policzyła za 9 biletów mojemu towarzyszowi. Zrobiła się lekka awantura i nawet ochroniarz nie był w stanie nic zrobić, a Pani w kasie nie chciała przeliczyć kasy. Więc lipa. No ale opanowując emocje dotarliśmy do obozu rozbiliśmy się i czas było jeszcze trochę się zdrzemnąć. Tego dnia jak i w sumie poprzedniego pogoda nie była zbyt łaskawa i trochę deszcz popsuł nam szyki. O godzinie 12 wyjechaliśmy do miasta po asortyment niezbędny by przetrwać te kilka dni.  Na miejscu po zakupach ochłodziło się i zerwał się wiatr, a następnie zaczęło lać... Przeczekaliśmy trochę i wróciliśmy busem pełnym super nastawionych Niemców i śpiewaliśmy. My po Polsku oni po Niemiecku "Gumisie", "Pszczółkę Maję", "Pokemony" i inne. Było wesoło. Dotarliśmy z ciężkimi torbami do Woodstockowej bramy i musieliśmy przejść jeszcze 2 km. (Nadal padało) Do szosy przy dużej scenie pomogli nam z bagażem przesympatyczni ludzie z wózkiem. (Pozdrawiam was jeśli to czytacie). O 15 już byliśmy na miejscu i bawiliśmy się dobrze w namiotach. Po 15 przestało padać... Więc wybrałem się na zakupy. Koszulka, smycz, plakaty dla mnie i magnes  na lodówkę dla cioci. 
   
    W środę były już koncerty na Pokojowej wiosce Kriszny. Chciałem wybrać się na Żabki ale jakoś poniosło mnie po polu i bawiłem się chyba za dobrze. Z chwili na chwilę przypominam sobie co takiego się działo :). Po 19 spotkałem kolegę z niezniszczalnym telefonem: 

Ogórek był bardzo imponujący:




     Teraz nadchodzi chwila wielkiego zaskoczenia ze strony tych Was którzy chcieli spotkać tego człowieka i jego brata z prawego zdjęcia... Ja spotkałem ich kilkukrotnie. Pierwszy raz w środę o 21.50. Bardzo się cieszyłem. Oni również. Bo kto nie cieszył by się ze spotkania z Kazimierzem Kaczorowskim który emanuje wręcz pozytywną energią i miłością. Zwłaszcza na tym pięknym festiwalu.


     Co działo się po godzinie 22? Hmm nie zapisałem w dzienniku. Zapewne chodziłem albo z harmonijką albo z piwkiem i świetnie się czułem poznawając coraz to świetniejszch ludzi, którzy częstowali piwkiem i miłością!



ZARAZ BĘDZIE CIEMNO!!!!! 

CDN.
     

wtorek, 22 marca 2016

Pożegnanie.


Ukradkiem skradłem twoje łzy.
Schowałem do płaszcza kieszeni.
Zlepek radości i smutku,
Ślad pomadki na materiału bieli.

Nie potrzebujesz już łez,
Radość niech rozgrzeje lica twe.
Niech w środku radosne drzemią uczucia
A smutne wygasi zbawienny czas.

Dotyk dłoni na pocieszenie,
Smak kącików ust bananowy,
Włosy twoje i aromat pożegnania
Hibiskus, róża i rum.

K.K. 18.03.2016 
ed. 27.04.2021