Ciasteczka

wtorek, 30 sierpnia 2011

Nie wstydzę się...



JA nie wstydzę się Jezusa. Jest jednym z moich autorytetów jeśli chodzi o podejście do miłości. Bo miłość w moim skromnym życiu jest na pierwszym miejscu. A Bóg jest przecież miłością i miłuje mnie... Więc ja kochając innych kocham też Boga. Dzielmy się świadectwem miłości i pokoju. By świat był lepszy. Wyznawajmy wiarę w miłość i pokój. Bóg nam może w tym tylko pomóc. Jezus wskazuje drogę. Niestety coraz więcej ludzi odwraca się od miłości i Boga przez to co dzieje się w KK. Sam zauważyłem jak diametralnie ludzie przestają chodzić do kościołów. A więc szerzmy dobrą nowinę. Miłość pokój i braterstwo. Nie ważne czy jesteśmy Katolikami, Żydami, Buddystami czy wyznawcami innych religii. Postępujmy jak ludzie miłości. Dzielmy się nią i każdym uśmiechem z ludźmi, których nawet nie znamy bo nawet nie wyobrażamy, sobie jak niektórzy potrzebują tego bodźca...

sobota, 27 sierpnia 2011

Wena




Wena raz jest raz jej nie ma w mej duszy,
Ale odnajduje się, kiedy coś w sercu się poruszy.
Mała iskierka, ogniwo zapalne- miłość, nienawiść, po prostu uczucie.
Wtedy poczuje motyle w brzuchu i w sercu kłucie,
Lecz klucie to sprawia, że czuje się lepiej i przyjemniej.
Wtedy wiem, że świat był by nudny beze mnie.

Uczucie przepełnia moje serce, umysł i duszę,
A Diabeł nie kryje się i mówi "ja Cie kuszę!"
Próbuje omijać złe ścieżki,  dążę do Miłości ulubionej.
Jak Odyseusz szukający swej kochanki zaślubionej,
Przez morze pełne niebezpieczeństw i zwodzicielskich sił.
Chcę poczuć się jak feniks, spełniony spalić się na pyl
z miłości, znów odrodzić się i kochać przez następne pięć wieków
I tak cały czas... Chciałbym żyć, kochać i cieszyć się człowieku. 

Tworzyć z miłości pragnę całe życie, może ktoś to zauważy
Całe życie chcę wszystkich ludzi miłością darzyć
Choć to bardzo trudne, gdyż wszędzie znajdzie się czarna owca,
Która jest bliska nam, a gorsza niż postać obca
Nie jeden złowieszczy wyraz twarzy zwrócony ku naszemu.
Nie jeden człowiek chce coś zepsuć, dokuczyć innemu.
Pytasz, czemu? Nie pytaj to dobra rada.
Uważaj pod nogi, bo kto nie uważa często upada.

Lecz nie przestawaj wierzyć w miłość i w ludzi
Ja  nie przestałem, choć wielu wokół brudzi.
Nie zaniecham walki o miłość w nierównym boju.
W pocie czoła, z uśmiechem choćby w znoju. 


Taki lajtowy wiersz napisany jakiś czas temu i uzupełniony dziś.
Kazimierz Kaczorowski

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Przeznaczenie


Do kobiety, która skarżyła się na swe przeznaczenie, Mistrz powiedział:
Przecież ty sama wykuwasz swój los!
- Ale z pewnością nie ja jestem odpowiedzialna za to, że urodziłam się kobietą,
czyż nie tak?
- Narodzić się kobietą to nie przeznaczenie.
To los. Przeznaczenie polega na tym, w jaki sposób przyjmiesz swą kobiecość i
co z nią zrobisz.

piątek, 19 sierpnia 2011

Nie wstydzę się Jezusa - czyli kilka prawd z mego życia.



Jak większość z nas Polaków urodziłem się w rodzinie katolickiej. I była to przeciętna rodzina, doświadczona życiem z nie jednej strony, lecz nie czas na to by opowiadać o problemach.  Moja rodzina nie była ukierunkowana na skrajny fanatyzm religijny. Od dziecka byłem uczony tolerancji i to się nie zmieniło. W sumie trudno jest wychować odpowiednio dziecko, kiedy brakuje jednego z rodziców, a tak właśnie było ze mną. Zostałem wychowany przez trzy kobiety(matkę, jej siostrę i babcię). Ojca nie pamiętam( kontakt rodziną ze strony ojca złapałem dopiero po około 14stu latach) i jak dotąd nie spotkałem się z nim.  
    Pamiętam, jako małe dziecko chodziłem do świątyni( nazywam tak kościół) z matką lub babcią. Odkąd się urodziłem miałem je za wzór do naśladowania. Następną osobą, która zaskarbiła sobie moje serce był Jezus Chrystus. Wiadomo pierwsze pogłoski o kimś takim jak Jezus, czy jak to było w wieku 4 czy 5 lat Pan Jezusek pochodziły z ust matki i babci. Później zaczęła się edukacja w szkole i pierwsze lekcje religii z bardzo mądrym katechetą.  Jako dziecko mój mózg nie był w stanie wszystkiego pojąc i pochłaniał informacje w zawrotnym tempie. Przyszedł czas przygotowań do pierwszej komunii i propozycja posługi przy ołtarzu Pańskim(przez następne 10 lat byłem ministrantem). Służyłem Bogu i Jezusowi, bo tego chciałem. Nikt nie zmuszał mnie do tego by chodzić do świątyni, modlić się, chodzić na różaniec itd. Z wiekiem częstotliwość uczęszczania na różaniec, gorzkie żale czy litanie zmalała.  Lecz niedzielna Msza Święta należała do przyjemności. 
         Wracając do Jezusa. Od dziecka dowiadywałem się o Nim wielkich i niezwykłych rzeczy (cuda, które czynił czy zmartwychwstanie). Inspirowała mnie jego prostota i wędrówka z dobrą nowiną. Nie ma powiedziane nigdzie, że Chrystus zrobił komuś coś złego. Był jeden epizod w Piśmie na temat oburzenia Jezusa, kiedy to w świątyni zrobiono sobie "jarmark". Jezus rozeźlił się w pierwszej mierze na kapłanów, którzy na to pozwolili... Tu zaczyna się inna historia dotycząca moich refleksji na temat wiary, którą opiszę później.
         Jezus zawsze kroczył ścieżką prawdy, pokoju i miłości. Nie pozwalał na przemoc, sam jej nie używał i nie sprzeciwiał się ludziom, którzy wymierzali przemoc w Niego. Jeśli cię ktoś uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi (Mt 5,39). Nie pojmowałem nigdy jak można dać sobą poniewierać, choć trochę w życiu nacierpiałem się przez ludzi... Zawsze wmawiałem sobie, że głupszemu trzeba ustąpić, nie warto się wychylać. Dziś wiem, że trzeba bronić własnych racji i honoru. 
         Chrystus był swojego rodzaju pacyfistą. Jak nadmieniłem nie uznawał przemocy i niczego co mogło by przynieść krzywdę bliźniemu. 
 "Kluczowe dla nauki Jezusa pojęcia to: Królestwo, miłość, wiara, miłosierdzie, sprawiedliwość, nadzieja, wybaczenie, współczucie, znoszenie cierpień." Jak dotąd udawało mi się pogodzić te pojęcia w moim życiu, aczkolwiek bywały chwile załamania i rozterek, co zmieniło cały mój pogląd na moją wiarę i Kościół Katolicki. Najwięcej do myślenia dają mi pojęcia takie jak sprawiedliwość, nadzieja i wybaczenie. Stawiając je w różnym świetle w różnych sytuacjach stawałem się bezsilny i bezradny. Często zastanawiałem się, dlaczego się dzieje tak, a nie inaczej. Dużo dało mi do myślenia kilka sytuacji z życia wziętych w mojej okolicy. 
         Sprawiedliwość, czym jest tak na prawdę sprawiedliwość? W świetle Bibli nie jesteśmy w stanie powiedzieć dokładnie, co to jest sprawiedliwość. Wiemy Tylko, że Bóg jest sprawiedliwy. W naszych oczach sprawiedliwość jest wtedy, kiedy wszyscy mają na równi, kiedy wszyscy są szczęśliwi darzą się sympatią miłością. Więc samo życie nie jest sprawiedliwe. Bo dlaczego 8 letni chłopiec topi się w studni podczas zabawy z kuzynem? Dlaczego jedno z bliźniąt urodzonych przez matkę rodzi się martwe? Dlaczego dwudziestoletni chłopak wypada z samochodu podczas jazdy i ginie pod kołami innego samochodu? Czy to jest sprawiedliwość? Nasuwa mi się pytanie, czym zawiniły takie osoby? Ośmioletni chłopiec miał iść do komunii rodzina, znajomi cieszyli się tym momentem. Takie dziecko przecież nie jest niczego winne... Przecież my wyznawcy Chrystusa nie wierzymy w karmę prawda? Dziecko z natury jest dobre. Więc gdzie tu pojawia się Boża sprawiedliwość? 
         Dalej nadzieja... Często pokładamy w czymś nadzieję, mówimy mam nadzieję, że... Moim zdaniem lepiej jest, kiedy w coś mocno wierzymy niż mamy nadzieję. Bo moim zdaniem mając nadzieję kierujemy się do jakiejś siły wyższej, która ma coś przybliżyć, naprawić itd. Czy nie lepiej brzmi zdanie "Wierzę, że mój syn wróci do domu.", niż "Mam nadzieję...". Nadzieja w psychologii to pragnienie spełnienia się czegoś przy jednoczesnej obawie, że się to nie uda. Natomiast wiara oznacza przekonanie o czymś. Dla mnie nadzieja zawiera w sobie nutę pesymizmu, zaś wiara jest bardziej optymistycznym podejściem. 
         Nie wstydzę się Jezusa i nie wstydzę się tego, w co wierzę. Bo wierzę w miłość i w pokój. Moim życiem kierują takie wartości,  a o nich głosił Jezus. 
Nie raz słyszałem ptanie:, „Dlaczego wierzysz w Boga? On nie istnieje. Biblia nie jest dostatecznym dowodem na jego istnienie." Zastanawiałem sie nie raz i z czystym sumieniem mogę odpowiedzieć, że wierzę w Boga( nie koniecznie osobowego), bo chcę. Pomaga mi to w udoskonaleniu siebie i w ciągłym trwaniu w miłości.

 "Tam gdzie Boga nie ma świat w grzechu utonął"- Słoń „Niech płoną”

 Jeśli ktoś twierdzi, że nie ma dostatecznych dowodów na istnienie Boga to ja mówię, że nie ma dostatecznych dowodów by zaprzeczyć istnieniu. Wiara przecież polega  przede wszystkim na przyjęciu istnienia czegoś bez żadnego dowodu wiarygodnie potwierdzającego ten fakt.
         Jak już stwierdziłem nie wstydzę się Chrystusa, bo niby, dlaczego miał bym się wstydzić? Inaczej jest z ludźmi reprezentującymi naszą wiarę. Chodzi mi dokładnie o niepoważnych księży, pastorów i innych "pasterzy". Wiele się słyszy w mediach  księżach pedofilach, księżach gwałcicielach. Czy też niekompetentnych księżach odsuniętych od sprawowania posługi, którzy działają dalej. Mam na myśli Ks. Natanka, z którego śmieje się cały Internet. Sam nie mogę wyjść z podziwu jak można wygłosić tak komiczne kazanie, w którym mówi się, że pozytywne myślenie jest złe, buddyzm jest zły (a jak wiadomo buddyzm jest religią/ideologią jedności, miłości i pokoju) itd.. Nie sposób wymienić wszystkich treści przekazanych w tym kazaniu bez jakiegoś komentarza.  Znam także przypadek niesprawiedliwości księdza, który nie pozwolił jednej rodzinie pochować wisielca na cmentarzu natomiast inny samobójca mógł spokojnie zostać pochowany na ziemi cmentarnej…
         Nie mam zamiaru oczerniać KK i mówić o tym, że jest to instytucja, która naciąga ludzi i bogaci się ich kosztem. To każdy z ludzi musi osądzić we własnym wymiarze. 
         Jednak uważam, że nie wszystkie doktryny KK pokrywają się z naukami Jezusa. I nie wszystkie słowa Jezusa są interpretowane przez KK zgodnie z Jego wolą(bynajmniej takie jest moje odczucie).
         Od dziecka interesowały mnie słowa " Bierzcie i jedzcie[...]. Bierzcie i pijcie z tego wszyscy[...]" Z grubym podkreśleniem na wszyscy. Zastanawiało mnie, dlaczego podczas liturgii rozdawane jest tylko „Ciało Chrystusa” zaś "Krew" już nie... Dopiero później dowiedziałem się, że w obrządku protestanckim spożywa się chleb i wino. Czytałem wypowiedzi księży na ten temat i uważam, że jest to odejście od słów Jezusa i czysta oszczędność pieniędzy i czasu. 
         Podsumowując chciałbym przytoczyć jedną maksymę, którą wyznaję by nie urazić nikogo czytającego. Każdy może nie zgodzić się z jakąś częścią opisaną w moich przemyśleniach. Ale uważam, że „Nie jest ważne to, w co człowiek wierzy, ale jakim człowiekiem jest i jakie czyny popełnia." 

Dzielmy się świadectwem miłości i pokoju. By świat był lepszy. Wyznawajmy wiarę w miłość, dobro i pokój.

Kazimierz Kaczorowski

środa, 17 sierpnia 2011

Miłość czy chemia? część druga. Czyli jak sobie radzić...


W pierwszej części omówiłem jak wygląda sprawa miłości z perspektywy naukowej. Jednak nie każdy może poprzeć tą kwestię. Często takie artykuły obfitują w kontrowersyjne komentarze od czytelników. Niektórzy wierzą w uparcie w miłość od pierwszego wejrzenia i w to, że miłość zdarza się raz w życiu...


Czy tak naprawdę jest? Czy miłość można przeżyć tylko raz i być spełnionym tylko z jedną osobą? Czy po zranionej miłości nie warto już czekać na następną i szukać innej kobiety czy mężczyzny? Czy może lepiej nie zobowiązywać się w uczuciach i prowadzić życie wolnego strzelca? A jeśli już przeżyliśmy  pierwszą zranioną miłość jak sobie radzić ze strachem następnego nieudanego związku?

Już od dawna interesowały mnie stosunki damsko-męskie. Czytałem wiele książek i poradników, ale moją uwagę przykuła jedna pozycja, a mianowicie książka/poradnik dr Barbary De  Angelis "Czy będzie z nas dobrana para". Pozycję tą polecałem nie jednej osobie. Jest tam wyjaśnione bardzo wiele kwestii np:, kogo unikać, jakie związki toksyczne spotykamy, stereotypy miłości i wiele innych.

Czy miłość można przeżyć tylko raz? Oczywiście, że nie!
Miłość to sprawa indywidualna, lecz trzeba rozróżnić ją od pożądania i innych chwil słabości. Trzeba także rozróżnić kilka mitów na temat miłości, o których jest mowa w poradniku De Angelis pozwolę sobie przytoczyć jeden z nich związany z tematem...

 Mit nr 3

"Każdemu dana jest
w życiu tylko
jedna prawdziwa miłość" 

Nie ma nic mylnego jak twierdzenie, że człowiek może zakochać się tylko raz. Nie można wmawiać sobie, że nasz obecny lub były partner jest jedynym takie myślenie jest błędem . "Istotą problemu są tu słowa , "jedyny", "jedyna", poprzez
które wyrażamy przekonanie, że na każdego człowieka czeka
gdzieś w świecie jego przeznaczenie — ten j e d y n y
i d e a l n y  p a r t n e r. Jeśli się go nie odnajdzie, nie ma mowy o szczęściu. Namiastki czy podróbki nic tu nie pomogą.
Trzeba wiedzieć na pewno, że kochana osoba to naprawdę nasza bratnia dusza."
Mit ten powoduje to, iż po zakończeniu jednego związku trudno nam rozpocząć drugi lub nie mamy obiekcji by takowy zacząć. Każdy z nas może mieć wielu odpowiednich partnerów. Można zaznać prawdziwej miłości nie tylko z jedną osobą.
Na świecie żyje wielu ludzi, którzy mogą nas uszczęśliwić. Nie uważam, że liczba tych osób jest nieskończenie wielka, bo było by to zwykłym przekłamaniem i wprowadzaniem w błąd, lecz nie dajmy się oszukać samemu sobie i nie wmawiajmy sobie, że nasze szczęście w miłości ograniczają się do jednej
 j e d y n e j  osoby.

Każda prawdziwa miłość wzbogaca nas o nowe wartości,  każdy kolejny związek służy nam w inny sposób. Czy ma to oznaczać, że jest rzeczą obojętną, z kim żyjemy? Wprost przeciwnie.
Potrzeba wzajemnego dopasowania staje się przez to jeszcze ważniejsza...


Odpowiedni partner może zaspokoić wiele naszych potrzeb, ale na pewno nie wszystkie. Rzeczą ważną jest widzieć różnicę między tym, czego chciałoby się od partnera, a tym, czego naprawdę od niego potrzebujemy.


Zastanówmy się czy wolimy przeżywać wszystkie nasze codzienne sprawy w samotności czy raczej chcielibyśmy mieć kogoś, kto będzie się z nami śmiał, kiedy popełnimy jakąś gafę bądź płakał, kiedy wydarzy się coś nieszczęśliwego. O ile lepiej mieć partnera, który jest zarówno przyjacielem jak i kochankiem... Każdy człowiek inaczej reaguje na samotność, jednak nie każdy może pozwolić sobie na życie bez partnera. Poczucie bezpieczeństwa, chęć spłodzenia potomka lub wykazanie się w roli matki to nieliczne przykłady plusów partnerstwa.


Jak znaleźć w sobie odwagę do ponownego związku? Po prostu trzeba przełamać swoje dotychczasowe poglądy i stereotypy. Nie można załamywać się po jednym nieudanym związku i wmawiać sobie, że nie nadajemy się bądź nie jesteśmy warci drugiego człowieka i odwrotnie. Powinniśmy przyjmować porażki, jako lekcje od życia. W końcu, po każdym związku wynosimy coś nowego i uczymy się "życia".
Nie można sobie wmawiać, że " każdy facet jest taki sam, każda kobieta jest taka sama". Każdy jest inny, dorasta w innym otoczeniu, wynosi z domu inne wartości itd. Próbujmy do skutku, aż się uda.

 Miłość to najpiękniejsze uczucie na Ziemi nawet, jeśli jest sumą reakcji biologiczno-chemicznych i zgraniem charakterów. Jest piękniejsza i trwalsza niż odczucia cielesne typu ból czy przyjemność ( "miłość" zostaje w sercu na długi czas, a orgazm trwa najwyżej 30 sekund). 

Czymże jest życie bez przeżycia miłości, chociaż by tej zranionej?
To tak jakby kwiat rósł tylko po to, by urosnąć i nie miał wypuścić pąka, z którego powstanie przepiękny kwiat. (Myślę, że przenośnia i porównanie jest zrozumiałe)

Nie bójmy się miłości. Sam przeżyłem coś, co mogę nazwać niespełnioną miłością. Nie żałuje ani chwili spędzonej z tamtą osobą. Jestem bogatszy o doświadczenia. Jedno, czego jestem pewny nie mogę żyć samotnie i nie życzę tego nikomu.


Post został oparty na po części na poradniku B. De Angelis i po części na własnych przemyśleniach, oraz doświadczeniach. Za wszelkie błędy gramatyczne, interpunkcyjne i składniowe przepraszam.


piątek, 12 sierpnia 2011

Uwielbienie



Do ucznia, który okazywał przesadne uszanowanie, Mistrz powiedział:
- Światło odbija się od ściany.
Dlaczego czcić ścianę?
Zwróć uwagę raczej na światło!

środa, 3 sierpnia 2011

Miłość czy chemia? część pierwsza

W życiu prawie każdego człowieka przychodzi taki moment jak zadurzenie, zauroczenie i zakochanie. Bynajmniej ja nie znam takiej osoby, która by z tym się nie spotkała.
O tym, że ktos nam sie podoba, czujemy do niej pociąg decyduje kilka czynników. Są to przedewszystkim wygląd, feromony, hormony i charakter.
Dlaczego wymieniłem je akurat w tej kolejności? Moim zdaniem są ułożone gradacyjnie od najważniejszych po ważne. 

Każdy z nas ma swój obraz wymarzonego partnera. Dla jednego to szczupła blondynka o długich nogach i pięknych niebieskich oczach, dla drugiego niska, puszysta brunetka w lokach o czarujących brąz oczach, a dla jeszcze innego wysoka kobieta o kruczo czarnych włosach sięgających po łopatki o penetrujących czarnych jak węgielki oczach i bladej skórze. 
Jednak wygląd to nie wszystko. Wiele badań wykazało, że bardzo duży wpływ na nasze realcje i zachowania mają feromony. Dzięki "miłosnym hormonom" masz zaróżowione policzki, gładką cerę, błyszczące oczy i większe źrenice. Zdarza się, że spotykasz kogoś przypadkiem i już wiemy, że to ten (ta) albo żaden (żadna). Są tacy, którzy wierzą, że to feromony – bezwonne sygnały wysyłane i odbierane poza naszą świadomością. Inni twierdzą, że to szósty zmysł albo wierzą, że miłość jest darem boskim. Naukowcy natomiast wiedzą na pewno jedno – miłość – odwieczne natchnienie poetów – jest tylko grą hormonów. Stan zakochania wywołują substancje chemiczne, które działają na mózg (a nie na serce!) jak narkotyk. Dlatego dużo prawdy jest w starym powiedzeniu, że gdy budzi się miłość, zasypia rozum.
A co z hormonami? Z czasem nie możesz od ukochanej osoby oderwać myśli. Gdy nie ma jej przy tobie, czujesz bolesną tęsknotę. Pragniecie każdą wolną chwilę spędzać razem, patrząc sobie w oczy, trzymając się za ręce i całując. To wzrost w mózgu poziomu dopaminy, hormonu spokrewnionego z amfetaminą, który sprawia, że na obiekt swoich uczuć patrzysz bezkrytycznie, a jego wady wydają ci się urocze. Odkrywacie w sobie podobieństwa, pragniecie tego samego. Chodzisz z nim na basen, mimo że nie umiesz pływać i boisz się wody. Towarzyszysz jej w zakupach, choć tego nie cierpisz. Przypływ aktywności, bezsenność, utrata apetytu, drżenie rąk, kołatanie serca, przyśpieszony oddech, ekstaza, ale także niepokój oraz strach przed utratą ukochanej osoby to również wpływ dopaminy...
  Jeśli ukochana osoba regularnie do ciebie dzwoni, wysyła sms-y albo spędza z tobą dużo czasu, świat jest piękny. Ale wystarczy, że spóźni się, a w jednej chwili ogarnia cię apatia, przygnębienie, nie możesz się na niczym skoncentrować. Pogrążasz się w czarnych myślach. Może już mnie nie kocha? Zamartwiasz się, dopóki nie usłyszysz w słuchawce ukochanego głosu. Wówczas znowu ogarnia cię wielkie szczęście. Rozmaitość nastrojów oraz obsesyjne myśli na temat ukochanej osoby to wina gwałtownego spadku poziomu serotoniny w mózgu, który powoduje totalny chaos w komunikacji komórek nerwowych. Mniej serotoniny to większy niepokój. I gdy coś się nie układa, popadasz w stany depresyjne.
W czasie burzy hormonalnej w mózgu produkcja hormonów płciowych – męskiego testosteronu i żeńskich estrogenów – sięga zenitu. Decydują one o tym, ile możemy dać i ile czerpać z kontaktu intymnego, dlatego w okresie największych uniesień mamy nieustanny apetyt na seks i najchętniej nie wychodzilibyśmy z łóżka.Gdy hormony wracają do równowagi, wyciszeniu ulega też szał ciał. Ale seks wciąż odgrywa w związku ważną rolę, bo cementuje bliskość. A stopień tej bliskości wpływa na jakość intymnych zbliżeń. Dlatego wiele par, które czas pierwszych uniesień mają już za sobą, nadal pała do siebie gorącym pożądaniem. Jak im się to udaje? Unikają rutyny, która jest zgubna dla związku i namiętności, za to wciąż odkrywają siebie na nowo.
Jednak jeśli wszystkie reakcje chemiczne przestają działać jak należy, partnerzy nie są zadowoleni ze współżycia, a ich relacje obfitują w kłótnie i niepotrzebny stres oznacza to koniec namiętności, koniec szaleństwa i koniec wielkiej miłości. Czasami są to spokojne rozejścia, czasami pełne niedomówień i kłamstw burzliwe rozstania poprzedzone zdradą.
CDN...

wtorek, 2 sierpnia 2011

agnostyk



Ateista, podobnie jak chrześcijanin, utrzymuje, że wiemy, czy Bóg jest czy go nie ma: chrześcijanin twierdzi, że wiemy, iż Bóg jest, ateista – że wiemy, iż go nie ma. Tymczasem agnostyk zawiesza sąd, utrzymując, że nie ma dostatecznych podstaw, by przyjąć lub zaprzeczyć istnieniu Boga.