Ciasteczka

niedziela, 21 sierpnia 2016

Mamo jestem tu wolny.

Mamo jestem tu wolny czyli o 22 Przystanku Woodstock cz.2

Tekst zawarty w niniejszym wpisie to subiektywne odczucie autora. Wszelkie informacje zawarte w tym wpisie są informacjami zaczerpniętymi z źródeł i doświadczenia własnego. W większości jest to opis wrażeń, gdyż można sobie zedrzeć gardło opowiadając każdemu z kolei jak było.


Czwartek


     "Od rana pada i jest mokro. Bimber rozgrzewa gardło. (...) Pijemy z Wojtkiem" Takim wpisem potraktowałem mój terminarz. Zapominając o najważniejszym. Z samego rana wpisałem 3 razy niepoprawnie pin w moim telefonie co skutkowało zablokowaniem karty. Byłem wielce z tego powodu niezadowolony. Jak można zapomnieć pin? ( Jak widać na Woodstocku można ;p) W dodatku biuro obsługi nie odbierało. Dzwoniłem kilka razy. Poradziłem sobie jednak i z tym problemem. Później wyskoczyłem do strefy Play i kupiłem starter z doładowaniem za 5 zł. Miałem kontakt z ludźmi. Niestety do czasu, aż rozładował mi się powerbank i telefon. Szkoda było mi czasu na chodzenie i ładowanie telefonu. Czwartkowy dzień będę wspominał bardzo dobrze pomimo deszczu. Gdyż to jednak następny piękny dzień, który był oficjalnym dniem otwarcia kolejnego Przystanku Woodstock. 


     Niestety przez deszcz nie poszedłem na oficjalne otwarcie festiwalu. Dopiero później dowiedziałem się, że Jerzy Owsiak pierwszy raz w historii PW postanowił przełożyć rozpoczęcie o godzinę. Dość długo przez pogodę siedzieliśmy w obozie. Nie mam żadnych zdjęć z tego dnia. Dlatego będę się posiłkował zdjęciami z poprzedniego. Nie byłem na Luxtorpedzie, na którą bardzo chciałem iść. Lecz nie żałuję żadnej decyzji (nie licząc taxi pierwszego dnia) podjętej w Kostrzynie.
     Później spotkałem znajomych z Koszalina na wcześniej wspomnianej już strefie Play, którzy zaprowadzili mnie do obozu gdzie przywitała mnie cała kompania znajomych z Koszalina. Było mi bardzo miło ich spotkać. Nie pamiętam wszystkich szczegółów. Było już późno przynajmniej w lasku. 

     Następnie zawędrowałem na Wielką Dolewajkę i umówiłem się z przyjaciółką. Miała ona dołączyć do mojego obozu już dziś rano lecz przez deszcz rozbiła się przy samym wejściu na Woodstock. Spotkaliśmy się porozmawialiśmy i pospacerowaliśmy po polu. Postanowiłem, że potowarzyszę jej trochę. Było za późno by zabrać rzeczy i przenieść je tej nocy więc postanowiliśmy zrobić to rano. 

     Co do koncertów tego dnia... Było kilka, obok których przechodziłem.  Bawić się na nich nie bawiłem. 
     Noc była chłodna, brakowało mi własnego śpiwora i odrobiny empatii. 

Piątek


     Poranek rozpoczął się jakoś w okolicach godziny 11. Przyjaciółka była smutna i nie czuła magii festiwalu przez pogodę i zgubioną kurtkę skórzaną. Coraz bardziej myślami była w domu. Wspierałem ją tego dnia, jak tylko mogłem. Rano pomogłem jej przetransportować się do mojego obozowiska, gdzie rozbiliśmy jej namiot. (Na zdjęciu nie wie co ma ze sobą zrobić.) Rozmyślała czy wracać do domu czy jednak zostać.. Jednak po 2 godzinach zdecydowała się wracać do domu. W między czasie przedstawiłem ją większości ekipy. Myślałem, że załapie klimat. O godzinie 14 zjedliśmy obiad. Byłem tak bardzo głodny, że marudziłem i stwierdziłem, że jej nie odprowadzę na pociąg jeśli czegoś nie zjem. Obawiała się, że nie zdąży na pociąg. Na pierwszy odjazd nie zdążyliśmy przez kosmetyczkę, która została w obozie. Na  drugi zdążyliśmy dzięki mojemu optymizmowi i pozytywnemu myśleniu. Zdążyliśmy na 3 minuty przed przyjazdem pociągu. Dziękuję Saro za spotkanie. Pomimo Twojego marudzenia, braku optymizmu i entuzjazmu było warto. 
     Wracając z dworca byłem nieco przygnębiony. I ten stan utrzymywał się przez jakieś 2 następne godziny. Tego dnia do godziny 18.00 nie miałem planów. Dopiero o 18.00 chciałem iść na Zmaze/Bezjahzgh na scenę Viva Kultura (Pokojowa wioska Kryszny). Jak chciałem tak zrobiłem. Wybrałem się tam z Wojtkiem. Nie było jednak tak jak tego oczekiwałem. Całkiem tragicznie też nie było. Przed zakończeniem stwierdziłem, że nie będę dłużej czekał na jeden utwór, który chciałem tam usłyszeć.
     O 20.00 zaczęli grać Oberschlesien zdążyłem na kilka ostatnich kawałków było przednio. Pomimo padającego deszczu, byłem bardzo zadowolony . To był mój drugi raz, kiedy mogłem posłuchać ich na żywo. Z koncertu wracał ogrom ludzi, niektórzy szli na Decapitated. Ja myślałem, ze skoczę jeszcze na Analogsów ale jakoś plany się pozmieniały. Plany Woodstockowe zmieniają się z minuty na minutę więc nie warto planować całego dnia od deski do deski...
     Tegoż dnia, a może poprzedniego (już nie pamiętam), chodziłem z pomarańczową kamizelką z napisem "ALKO PATROL STUDENT" i częstowałem ludzi piwem. Od zeszłego roku chciałem dołączyć do grupki znajomych, którzy stworzyli Alko Patrol. Kontakt z nimi przez ostatnie lata urwał się odrobinę przez odległość i priorytety. Mogłem zapomnieć porozmawiać o dołączeniu, lub oni mogli zapomnieć o tym, że pytałem. Mało ważne.
Podczas misji towarzyszyła mi para znajomych. Po drodze zauważyłem znajomego, który należy do Alko Patrolu i  doznałem wielkiego zdziwienia. Zaczął bez powodu uciekać w przeciwną stronę... Później okazało się, że "bezprawnie" posługuję się ich "marką". 

Człowiek stara się dobrze bawić, pomagać ludziom, poznawać ich i czerpać z tego jak najwięcej satysfakcji, ale znajdą się osoby "prekursorzy", którzy  zdyskredytują cię, postawią w złym świetle, nawrzucają, aż zrobi się źle, a na koniec zabiorą kamizelkę bo ma nieodpowiedni kolor. Zabranie koszulki  było niesmaczne, gdyż rzecz jednak należała do mnie. Mogłem sobie napisać na niej co tylko chciałem. Wybrałem nieodpowiedni sposób wkupienia się w ich szeregi. Pozdrawiam niemyślącą osobę, która przywłaszczyła sobie moją własność. To nie było woodstockowe.
     Krzychu, Saddam dzięki za zrozumienie i jakiś przejaw wsparcia. Przemyślałem to i niestety nie mogę należeć do takiego Alko Patrolu, z jakim spotkałem się tegoż dnia. Owca Twoje ciepłe powitanie zachowam w pamięci na bardzo długo. Mogę Wam obiecać, że to był ostatni Woodstock, na którym krzyczałem "Alko Patrol". Dodam jeszcze, że miło było Was zobaczyć. Dodam jeszcze, że sprawiało mi wiele frajdy spotykanie nieznajomych ludzi, rozmowa z nimi i częstowanie piwem. 

 Trochę później...

     Spędzając czas w obozie z najlepszym towarzystwem od lat 3 szykowaliśmy się na Apocaliptice. Była już godzina 23.30 jak wyszliśmy na koncercik .

      Na powyższych zdjęciach część ekipy przed koncertem zespołu Apocaliptica. Po sesji zdjęciowej poczułem przeogromną chęć skorzystania z zacnego miejsca do medytacji i rozważań nad światem. Wystarczy spędzić tam dosłownie 30 sekund by docenić uroki świata i otoczenia. Oczywiście opis ten traktuje o szlachetnej niebieskiej budce z napisem Toi Toi. Gdy byłem w drodze do najczęstszego obiektu kultu w tym miejscu spotkałem się z przyjaciółmi, których miało tam nie być! Przyjechali ku mojemu zaskoczeniu tylko na jeden koncert. Właśnie ten na, który za chwilę miałem się udać po ulotnej chwili spędzonej w niebieskiej budce. Dowiedziałem się, że następnego dnia mają iść do pracy... Szaleni. Po krótkiej chwili relaksu w miejscu, które jest widoczne na zdjęciu przenieśliśmy się bliżej sceny. Było to bardzo męczące ale piękne. Bardzo się zgrzałem, a miałem na sobie skórę bluzę i koszulkę. Koncert był świetny. Przeszedłem od lewej strony sceny, przez kocioł w środku spotykając na chwilę znajomą i dotarłem na skraj prawej strony sceny. Wyszedłem cały mokry, ale szczęśliwy. Wróciłem na obozowisko, gdzie wśród znajomych rozpaliliśmy "grilla" i przy wspólnych śpiewach, żartach i grze na harmonijce świetnie spędziliśmy czas. W tle gdzieś grał Grubson, a my puszczaliśmy muzykę z własnych telefonów.
Dzień uznałem za udany. 



Sobota

           Co się działo w sobotę??? Robiąc wpis po miesiącu człowiek musi nieźle się napocić by przypomnieć sobie szczegóły... Ach tak Sobota najpiękniejszy dzień... Dni bardzo szybko mijają w dobrym towarzystwie i dobrej atmosferze.  
     Sobota to dzień w którym w końcu spełniłem cel wyjazdu. Dotarłem na ASP. Z Rana miałem problem by wstać na spotkanie z Maciejem Stuhrem... Wyrobiłem się za to na spotkanie z panią Karoliną Korwin-Piotrowską. Była godzina 11.00 jak wyszedłem z obozu z Tabliczką "Dziś dotrę na ASP".  Po drodze spotkałem dobrych ludzi i kilku znajomych. Było bardzo ciepło. Na samym terenie Akademii nie wiedziałem gdzie mogę zakupić wodę. Na szczęście miałem ze sobą metalowy kubek, który w mgnieniu oka zapełnił się krystalicznie czystą wodą. Za to serdecznie dziękuję osobie, która pomogła mi zadbać o odpowiednie nawodnienie w jakże ciepły dzień. Usiadłem sobie w namiocie gdzie już trwał wywiad z Panią Karoliną. Bardzo mi się podobało. Mówiła otwarcie, szczerze, bez ogródek o tym jak wyglądają media i o tym co jest w mediach emitowane  a co nie powinno. Pewnie za jakiś czas będzie można obejrzeć ten wywiad na YouTube na kanale kręcioła.tv. Spędziłem tam dobre 90 minut słuchając, kalkulując i próbując zrozumieć niektóre kwestie. Bardzo dziękuję za to spotkanie.
     Przed koncertami stwierdziłem jednak, że warto naładować telefon więc wybrałem się z ulubionym towarzyszem do strefy ładowania telefonów. Tam pograliśmy w tysiąca. Myślałem, że jestem dobry... Po 2 przegranych stwierdziłem, że jednak nie jestem tak dobry jak myślałem. Wybrałem się następnie do Lidla na zakupy przed powrotem do wioski. Bardzo niewygodnie robi się zakupy w Woodstockowym Lidlu gdyż nie można wnosić plecaków... Może gdyby nie to i trochę ostrożności nie zgubiłbym tego dnia portfela... Tak zgubiłem portfel... Zauważyłem to podczas koncertu Dragonforce. Usiadłem z zakupami obok dwóch pięknych dziewczyn (które z tego miejsca bardzo pozdrawiam) i zajadałem jakieś błonnikowe płatki popijając jogurtem owocowym. Siedziałbym tam cały koncert gdybym nie zauważył baku portfela w kieszeni moich spodenek... Zrobiło mi się gorąco i uświadomiłem sobie, że musiał mi gdzieś wypaść... Pomijając już wielką opowieść o zapisaniu sobie na plakietce "Zgubiłem portfel. Czarny" i poszukiwaniach bezowocnie zguby... Straciłem jeden z najbardziej wyczekiwanych koncertów... Zamiast siedzieć dalej na tyłku i uwierzyć jeszcze bardziej w magię tego miejsca i w dobre serca ludzi i korzystać z koncertu wyruszyłem z misją poszukiwawczą... Bezsens. Po godzinie dodzwoniła się do mnie moja kochana mama z wiadomością "Jakaś dziewczyna do mnie dzwoniła i poinformowała mnie, że ma Twój portfel". Wszystko dzięki karcie ICE gdzie w razie jakiegoś wypadku miałem podane 2 numery do najbliższej rodziny. Portfel odzyskałem z całą zawartością. Miałem go w ręku w czasie krótszym, niż czas  trwania meczu piłki nożnej. Trochę się nadenerwowałem przed samym kontaktem z bardzo miłą parą, która go znalazła. Jedyne co zrobiłem zanim portfel odzyskałem to zablokowałem kartę płatniczą. Mogłem tego nie robić...

Po lewej zdjęcie ze znalazcami mojego cennego portfela tuż przed wynagrodzeniem jakże woodstockowego zachowania. Na strefie Lecha wypiliśmy po "symbolicznym" piwie i ucięliśmy sobie pogawędkę. Joasiu i Mateuszu jesteście wspaniali. Pozdrawiam Was serdecznie.






Tegoż dnia czekały na mnie jeszcze koncerty i dużo zabawy. Szczęście po odzyskaniu portfela wzrosło o 1000%. Przed koncertami wybrałem się jeszcze na Wielką dolewkę i po zakup artykułów tytoniowych z Wojciechem. Następnie szedłem na Występ Pull the Wire, a jeszcze przed nimi grał Nocny Kochanek. Na PTW spotkałem bardzo kabanosowych ludzi z taką samą koszulką jak moja. Bardzo miło spędzało się koncert wśród takich ludzi. W sumie bardzo miło spędzało się czas z każdym człowiekiem pod każdą sceną. 

Później postanowiłem poszukać dobrego towarzystwa i pograć na harmonijce podczas czekania na zakończenie festiwalu.
Dzięki moim marnym uzdolnieniom muzycznym poznałem dziewczynę, która towarzyszyła mi do samego zakończenia festiwalu, a nawet odrobinę dłużej. /Alicjo jeśli to czytasz. Bardzo miło było Cię poznać. Czas spędzony z Tobą uznaję za jak najbardziej udany. Dzięki Tobie mój dzień nabrał smaku./ 
Spędziłem cudowne chwile słuchając koncertu kończącego najpiękniejszy festiwal pod Słońcem. Następnie chwile wzruszenia po słowach Jerzego Owsiaka. Wielkie słowa wielkiego człowieka.
Dodam jeszcze, że dla mnie 22 Woodstock jeszcze trwa w sercu. Powoli wygasa i czeka na Wielki finał Orkiestry Świątecznej Pomocy i na następny 23 PW. Bardzo chaotyczny ten mój wpis... Przynajmniej w moim odczuciu. No ale jak poukładać sobie w głowie takie wydarzenie skoro jeszcze odczuwa się emocje.
      To by było na tyle mojej opowieści. Mógłbym jeszcze zrelacjonować dwa następne dni na polu ale komu chce się to czytać?


Na końcu jeszcze raz chcę serdecznie podziękować za wspólną bezpieczną zabawę na 22PW w szczególności:

- Organizatorom i dyrygentowi Jurkowi,
- Wszelkim patrolom: pokojowemu, medycznemu i wszystkim tym, którzy dbali o bezpieczeństwo i porządek,
- Sanepidowi i Strefie gastronomicznej (ukłony w stronę strefy gastronomicznej za wydawanie darmowo jedzenia przed zakończeniem działalności, mamy świadomość, że równie dobrze mogliście to pożywienie wyrzucić do śmieci. Ten gest utwierdza człowieka jeszcze bardziej, że ludzie w tym miejscu są wspaniali),
- Strefie sanitarnej za ciepłą wodę w pierwszych 2 dniach festiwalu,
- Wszystkim zespołom muzycznym,
- Każdemu członkowi małej społeczności, którą stworzyliśmy w miejscu rozbicia namiotów za bezpieczeństwo, miłą atmosferę i pilnowanie rzeczy swoich sąsiadów.,
- Wszystkim Woodstockowiczom wnoszącym w to miejsce coś niepowtarzalnego.
  
Dziękuję Kazimierz Kaczorowski 21.08.2016