Niczym ptak
Oto ja uskrzydlony ptak dzięki miłości,
Chcę wzlecieć w górę chcę posmakować wolności,
Tej wolności we dwoje na zawsze razem.
Więc ruszam skrzydłami raz za razem,
I biegnę, co sił w nogach przede mną urwisko...
I biegnę i biegnę już spełnienia jestem blisko...
I wybijam się lekko niczym piórko w powietrze
I lecę, i lecę tak unoszony we wietrze,
Lecz czuję coś po krótkiej chwili
Coś mi się ciało na boki chyli,
Coś mi tu nie gra, coś nie w porządku.
Nie chcę znów spadać, nie chce wzlatywać od początku.
Bo tak jest mi dobrze tak chcę by na zawsze było
Nie chcę by przede mną cokolwiek się kryło.
Nie chcę upadać i cierpieć samotnie,
Jeśli pozwolisz by tak zostało, podziękuje stukrotnie.
Lecz dzieje się inaczej wiatr zmienia się w wichurę
I wpadam w czarną pełną kłamstw chmurę,
Ulewa niedopowiedzeń i ukrytych czynów uderza w me ciało,
Chyba tylko po to, tylko po to by już więcej nie uleciało.
By nie było zdolne w euforii się wzbić,
Nie będę tu długo historii swej kryć.
Wielki ból- błyskawica zdrady we mnie uderza,
A me ciało takie delikatne bez pancerza.
Zranione tym wszystkim wtem w przepaść spada
I z wielkim hukiem na ziemię upada.
Nie wiem sam, dlaczego przy życiu dotrwałem
Może, dlatego, że tak bardzo się nie bałem,
Tego, co będzie później, jeśli zostanę przy życiu...
Chociaż bardzo długo cierpiałem w skryciu.
Me ciało tak bardzo nie cierpiało jak skrzydła białe,
Bo to z ciała uleczyć można, a na skrzydłach ślad zostaje.
Nadszedł kiedyś dzień słoneczny, pełny nowej miłości.
Myślałem, że znów znajdę się na pewnej wysokości,
Lecz spotkałem się z jednym małym kłopotem.
Po moich nieszczęśliwych zmaganiach stałem się nielotem.
.03.09